Rano Vivian zeszła na dół na
śniadanie. Jej rodzice siedzieli naprzeciwko siebie przy wielkim stole pełnym
jedzenia. Vivian usiadła na krześle i spojrzała na pusty talerz. Coś w sercu
mówiło jej, że kogoś brakuje, tylko nie wiedziała kogo. Westchnęła smutno.
- Stało się coś? - spytał tata.
- Sama nie wiem. - rzekła. Sharan i Chris wymienili się spojrzeniami. Ktoś zapukał do drzwi. Służąca otworzyła i do salonu wszedł Dann.
- Przeszkadzam?
- Nie. - rzekł Chris.
- To dobrze. - rozejrzał się nerwowo po salonie unikając wzroku Sharan. - Vivian idziemy pozwiedzać?
Podniosła wzrok kiwając przy tym głową, zmuszając się do słabego uśmiechu.
Po zjedzeniu śniadania razem z Dannym wyszła na zewnątrz. Kiedy zeszli do holu wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Niektórzy gapili się z wytrzeszczonymi oczami, inni mówili coś do swoich towarzyszy a jeszcze inni w ogóle nic nie robili. Dann przeszedł obok nich albo ich ignorując albo odpowiadając krótkim " dzień dobry". Vivian jednak zastanawiała się skąd ta nagła cisza wśród magów. Próbowała spytać o to swojego towarzysza ale jej nie odpowiedział, więc nie pytała więcej. Dann skierował ją do Uniwersytetu, ogromnego budynku zbudowanego w 1120 roku. Dziewczynę jednak zainteresował mały budyneczek schowany w cieniu szkoły.
- Dann co to za budynek?
- To dom Mistrza Braina.
Powiedział to tak obojętnie jakby tego domu tam nie było. Nawet na niego nie spojrzał. Nie powiedział nic więcej, jednak gdy weszli do Uniwersytetu zaczął opowiadać gdzie co się znajduje, jak został wybudowany i takie tam. Vivian od tych zakrętów i korytarzy zakręciło się w głowie i już go nie słuchała. Kiedy wyszli z budynku zatrzymała się. Dann spojrzał na nią pytająco.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Jakie? - spytał.
- O co chodziło wczoraj? Dlaczego Brain się mną tak interesuje?
Nie odpowiedział. Nadeszła służąca.
- Rodzice panią wołają. Teraz. - powiedziała, ukłoniła się i odeszła do swojej pracy.
Vivian z ponurą miną weszła do salonu, gdzie zastała rodziców i Mistrza Braina. Ukłoniła się z jeszcze gorszą miną i skrzyżowała ręce na piersi.
- Witaj Vivian. - zaczął Brain.- Wczoraj byłaś pewnie zmęczona podróżą więc nie za bardzo mogliśmy porozmawiać. Za pewnie cieszysz się, że wreszcie tutaj jesteś, wraz z rodzicami..
- Nawet nie wie Pan jak bardzo.- przerwała mu - Dziękuje, że się Pan pofatygował ale to było zbędne.
Uśmiechnął się. Gdy przechodził obok dziewczyny mruknął:
- Wisi dum at komora.
I wyszedł. Dann jednak przeraził się co nie uszło uwadze rodzicom Vivian. Dziewczyna nie rozumiała z tego nic. Najpierw ci ludzie teraz to. Coś tu jest nie tak a oni nie chcą mi powiedzieć - pomyślała ze złością.
- O co z tym wszystkim chodzi? Dlaczego mi nic nie mówicie? Czego ode mnie chce Brain? I wreszcie co oznaczają słowa: "Wisi dum at komora."?
- To jest starożytna mowa. - zaczęła Megan.
- Czarnoksiężnik powraca. - powiedział Dann.
Vivian nadal nic nie rozumiała. Jaki Czarnoksiężnik?
- No ale o co chodzi?
- Przed pół wiekiem do tej szkoły chodził chłopiec i imieniu Dymitr Elcano. Był to bardzo zdolny chłopak, jednak po roku zaczął uprawiać czarną magię - która jest zabroniona. Wciągnął jeszcze w to swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy dorósł miał paru zwolenników, których i tak wciąż przybywało. Powoli zaczął siać grozę wśród ludzi aż stał się najbardziej groźnym człowiekiem za ziemi. - opowiadał Dann
- Jednak przyszła nadzieja. Pewnego dnia do Verony przybyła kobieta, która przepowiedziała nam, że urodzi się dziecko. - kontynuowała Sharan. - Że będzie miało moc pokonania Czarnego Pana.
- Parę tygodni później twoja mama zaczęła w ciążę. Musieli uciekać gdzieś, gdzie On ich nie dopadnie. - powiedziała dalej Megy.- Parę miesięcy później pokonaliśmy Go ale nie do końca.
Vivian nie do końca wszystko rozumiejąc wybiegła z salonu. Biegła przed siebie, za bardzo nie wiedząc gdzie biegnie. Wpadła do jakiegoś lasku, gdzie usiadła na pobliskim kamieniu chcąc odzyskać oddech. Rozejrzała się wokoło, naprzeciwko niej majaczyło małe światło. Ciekawość zaprowadziła ją do czarnego domku. To dom Braina! - przypomniała sobie. Choć wiedziała, że nie powinna zajrzała do okna, w którym paliło się światło. Pomieszczenie było ponure, nigdzie nie było szaf, komód stał tylko nieduży stół i krzesło. Ściany pokryte były czarną farbą. Na stole - jak sądziła dziewczyna - stała lampka. Brain siedział tyłem do niej.
- Tak.. jest tutaj. - mówił Brain do lampki a raczej do bardzo jasnej kuli, w której znajdowała się głowa nieznajomego mężczyzny. - Nie.. nie pamięta nic.
- Alee można jej przypomnieć. - syczał nieznajomy. - Na razie rób swoje. Gdy przyjdzie czas Ona sama do nas przyjdzie.
- Jak rozkażesz.
Kula znikła. Vivian szybko wycofała się i pobiegła z powrotem na polankę modląc się w duchu, żeby Brain nie dostrzegł. Co mam pamiętać? O co chodziło? I z kim rozmawiał Brain? - pytała siebie. Na żadne pytanie nie znała odpowiedzi.
Powoli zapadał zmrok i Vivian uznała, że dość się ukrywała. Wyszła z kryjówki i jakby niby nic spokojnie wróciła do swojego pokoju. Nawet nie wiedziała, kiedy usnęła.
- Stało się coś? - spytał tata.
- Sama nie wiem. - rzekła. Sharan i Chris wymienili się spojrzeniami. Ktoś zapukał do drzwi. Służąca otworzyła i do salonu wszedł Dann.
- Przeszkadzam?
- Nie. - rzekł Chris.
- To dobrze. - rozejrzał się nerwowo po salonie unikając wzroku Sharan. - Vivian idziemy pozwiedzać?
Podniosła wzrok kiwając przy tym głową, zmuszając się do słabego uśmiechu.
Po zjedzeniu śniadania razem z Dannym wyszła na zewnątrz. Kiedy zeszli do holu wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Niektórzy gapili się z wytrzeszczonymi oczami, inni mówili coś do swoich towarzyszy a jeszcze inni w ogóle nic nie robili. Dann przeszedł obok nich albo ich ignorując albo odpowiadając krótkim " dzień dobry". Vivian jednak zastanawiała się skąd ta nagła cisza wśród magów. Próbowała spytać o to swojego towarzysza ale jej nie odpowiedział, więc nie pytała więcej. Dann skierował ją do Uniwersytetu, ogromnego budynku zbudowanego w 1120 roku. Dziewczynę jednak zainteresował mały budyneczek schowany w cieniu szkoły.
- Dann co to za budynek?
- To dom Mistrza Braina.
Powiedział to tak obojętnie jakby tego domu tam nie było. Nawet na niego nie spojrzał. Nie powiedział nic więcej, jednak gdy weszli do Uniwersytetu zaczął opowiadać gdzie co się znajduje, jak został wybudowany i takie tam. Vivian od tych zakrętów i korytarzy zakręciło się w głowie i już go nie słuchała. Kiedy wyszli z budynku zatrzymała się. Dann spojrzał na nią pytająco.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Jakie? - spytał.
- O co chodziło wczoraj? Dlaczego Brain się mną tak interesuje?
Nie odpowiedział. Nadeszła służąca.
- Rodzice panią wołają. Teraz. - powiedziała, ukłoniła się i odeszła do swojej pracy.
Vivian z ponurą miną weszła do salonu, gdzie zastała rodziców i Mistrza Braina. Ukłoniła się z jeszcze gorszą miną i skrzyżowała ręce na piersi.
- Witaj Vivian. - zaczął Brain.- Wczoraj byłaś pewnie zmęczona podróżą więc nie za bardzo mogliśmy porozmawiać. Za pewnie cieszysz się, że wreszcie tutaj jesteś, wraz z rodzicami..
- Nawet nie wie Pan jak bardzo.- przerwała mu - Dziękuje, że się Pan pofatygował ale to było zbędne.
Uśmiechnął się. Gdy przechodził obok dziewczyny mruknął:
- Wisi dum at komora.
I wyszedł. Dann jednak przeraził się co nie uszło uwadze rodzicom Vivian. Dziewczyna nie rozumiała z tego nic. Najpierw ci ludzie teraz to. Coś tu jest nie tak a oni nie chcą mi powiedzieć - pomyślała ze złością.
- O co z tym wszystkim chodzi? Dlaczego mi nic nie mówicie? Czego ode mnie chce Brain? I wreszcie co oznaczają słowa: "Wisi dum at komora."?
- To jest starożytna mowa. - zaczęła Megan.
- Czarnoksiężnik powraca. - powiedział Dann.
Vivian nadal nic nie rozumiała. Jaki Czarnoksiężnik?
- No ale o co chodzi?
- Przed pół wiekiem do tej szkoły chodził chłopiec i imieniu Dymitr Elcano. Był to bardzo zdolny chłopak, jednak po roku zaczął uprawiać czarną magię - która jest zabroniona. Wciągnął jeszcze w to swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy dorósł miał paru zwolenników, których i tak wciąż przybywało. Powoli zaczął siać grozę wśród ludzi aż stał się najbardziej groźnym człowiekiem za ziemi. - opowiadał Dann
- Jednak przyszła nadzieja. Pewnego dnia do Verony przybyła kobieta, która przepowiedziała nam, że urodzi się dziecko. - kontynuowała Sharan. - Że będzie miało moc pokonania Czarnego Pana.
- Parę tygodni później twoja mama zaczęła w ciążę. Musieli uciekać gdzieś, gdzie On ich nie dopadnie. - powiedziała dalej Megy.- Parę miesięcy później pokonaliśmy Go ale nie do końca.
Vivian nie do końca wszystko rozumiejąc wybiegła z salonu. Biegła przed siebie, za bardzo nie wiedząc gdzie biegnie. Wpadła do jakiegoś lasku, gdzie usiadła na pobliskim kamieniu chcąc odzyskać oddech. Rozejrzała się wokoło, naprzeciwko niej majaczyło małe światło. Ciekawość zaprowadziła ją do czarnego domku. To dom Braina! - przypomniała sobie. Choć wiedziała, że nie powinna zajrzała do okna, w którym paliło się światło. Pomieszczenie było ponure, nigdzie nie było szaf, komód stał tylko nieduży stół i krzesło. Ściany pokryte były czarną farbą. Na stole - jak sądziła dziewczyna - stała lampka. Brain siedział tyłem do niej.
- Tak.. jest tutaj. - mówił Brain do lampki a raczej do bardzo jasnej kuli, w której znajdowała się głowa nieznajomego mężczyzny. - Nie.. nie pamięta nic.
- Alee można jej przypomnieć. - syczał nieznajomy. - Na razie rób swoje. Gdy przyjdzie czas Ona sama do nas przyjdzie.
- Jak rozkażesz.
Kula znikła. Vivian szybko wycofała się i pobiegła z powrotem na polankę modląc się w duchu, żeby Brain nie dostrzegł. Co mam pamiętać? O co chodziło? I z kim rozmawiał Brain? - pytała siebie. Na żadne pytanie nie znała odpowiedzi.
Powoli zapadał zmrok i Vivian uznała, że dość się ukrywała. Wyszła z kryjówki i jakby niby nic spokojnie wróciła do swojego pokoju. Nawet nie wiedziała, kiedy usnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz