piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział czwarty

  Rano Vivian zeszła na dół na śniadanie. Jej rodzice siedzieli naprzeciwko siebie przy wielkim stole pełnym jedzenia. Vivian usiadła na krześle i spojrzała na pusty talerz. Coś w sercu mówiło jej, że kogoś brakuje, tylko nie wiedziała kogo. Westchnęła smutno.
- Stało się coś? - spytał tata.
- Sama nie wiem. - rzekła. Sharan i Chris wymienili się spojrzeniami. Ktoś zapukał do drzwi. Służąca otworzyła i do salonu wszedł Dann.
- Przeszkadzam?
- Nie. - rzekł Chris.
- To dobrze. - rozejrzał się nerwowo po salonie unikając wzroku Sharan. - Vivian idziemy pozwiedzać?
  Podniosła wzrok kiwając przy tym głową, zmuszając się do słabego uśmiechu.
  Po zjedzeniu śniadania razem z Dannym wyszła na zewnątrz. Kiedy zeszli do holu wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Niektórzy gapili się z wytrzeszczonymi oczami, inni mówili coś do swoich towarzyszy a jeszcze inni w ogóle nic nie robili. Dann przeszedł obok nich albo ich ignorując albo odpowiadając krótkim " dzień dobry". Vivian jednak zastanawiała się skąd ta nagła cisza wśród magów. Próbowała spytać o to swojego towarzysza ale jej nie odpowiedział, więc nie pytała więcej. Dann skierował ją do Uniwersytetu, ogromnego budynku zbudowanego w 1120 roku. Dziewczynę jednak zainteresował mały budyneczek schowany w cieniu szkoły. 
- Dann co to za budynek?
- To dom Mistrza Braina.
  Powiedział to tak obojętnie jakby tego domu tam nie było. Nawet na niego nie spojrzał. Nie powiedział nic więcej, jednak gdy weszli do Uniwersytetu zaczął opowiadać gdzie co się znajduje, jak został wybudowany i takie tam. Vivian od tych zakrętów i korytarzy zakręciło się w głowie i już go nie słuchała. Kiedy wyszli z budynku zatrzymała się. Dann spojrzał na nią pytająco.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Jakie? - spytał.
- O co chodziło wczoraj? Dlaczego Brain się mną tak interesuje? 
  Nie odpowiedział. Nadeszła służąca.
- Rodzice panią wołają. Teraz. - powiedziała, ukłoniła się i odeszła do swojej pracy. 
  Vivian z ponurą miną weszła do salonu, gdzie zastała rodziców i Mistrza Braina. Ukłoniła się z jeszcze gorszą miną i skrzyżowała ręce na piersi.
- Witaj Vivian. - zaczął Brain.- Wczoraj byłaś pewnie zmęczona podróżą więc nie za bardzo mogliśmy porozmawiać. Za pewnie cieszysz się, że wreszcie tutaj jesteś, wraz z rodzicami..
- Nawet nie wie Pan jak bardzo.- przerwała mu - Dziękuje, że się Pan pofatygował ale to było zbędne.
Uśmiechnął się. Gdy przechodził obok dziewczyny mruknął:
- Wisi dum at komora.
  I wyszedł. Dann jednak przeraził się co nie uszło uwadze rodzicom Vivian. Dziewczyna nie rozumiała z tego nic. Najpierw ci ludzie teraz to. Coś tu jest nie tak a oni nie chcą mi powiedzieć - pomyślała ze złością.
- O co z tym wszystkim chodzi? Dlaczego mi nic nie mówicie? Czego ode mnie chce Brain? I wreszcie co oznaczają słowa: "Wisi dum at komora."?
- To jest starożytna mowa. - zaczęła Megan.
- Czarnoksiężnik powraca. - powiedział Dann.
Vivian nadal nic nie rozumiała. Jaki Czarnoksiężnik? 
- No ale o co chodzi?
- Przed pół wiekiem do tej szkoły chodził chłopiec i imieniu Dymitr Elcano. Był to bardzo zdolny chłopak, jednak po roku zaczął uprawiać czarną magię - która jest zabroniona. Wciągnął jeszcze w to  swojego najlepszego przyjaciela. Kiedy dorósł miał paru zwolenników, których i tak wciąż przybywało. Powoli zaczął siać grozę wśród ludzi aż stał się najbardziej groźnym człowiekiem za ziemi. - opowiadał Dann
- Jednak przyszła nadzieja. Pewnego dnia do Verony przybyła kobieta, która przepowiedziała nam, że urodzi się dziecko. - kontynuowała Sharan. - Że będzie miało moc pokonania Czarnego Pana. 
- Parę tygodni później twoja mama zaczęła w ciążę. Musieli uciekać gdzieś, gdzie On ich nie dopadnie. - powiedziała dalej Megy.- Parę miesięcy później pokonaliśmy Go ale nie do końca.
  Vivian nie do końca wszystko rozumiejąc wybiegła z salonu. Biegła przed siebie, za bardzo nie wiedząc gdzie biegnie. Wpadła do jakiegoś lasku, gdzie usiadła na pobliskim kamieniu chcąc odzyskać oddech. Rozejrzała się wokoło, naprzeciwko niej majaczyło małe światło. Ciekawość zaprowadziła ją do czarnego domku. To dom Braina! - przypomniała sobie. Choć wiedziała, że nie powinna zajrzała do okna, w którym paliło się światło. Pomieszczenie było ponure, nigdzie nie było szaf, komód stał tylko nieduży stół i krzesło. Ściany pokryte były czarną farbą. Na stole - jak sądziła dziewczyna - stała lampka. Brain siedział tyłem do niej.
- Tak.. jest tutaj. - mówił Brain do lampki a raczej do bardzo jasnej kuli, w której znajdowała się głowa nieznajomego mężczyzny. - Nie.. nie pamięta nic. 
- Alee można jej przypomnieć. - syczał nieznajomy. - Na razie rób swoje. Gdy przyjdzie  czas  Ona sama do nas przyjdzie. 
- Jak rozkażesz.
  Kula znikła. Vivian szybko wycofała się i pobiegła z powrotem na polankę modląc się w duchu, żeby Brain nie dostrzegł. Co mam pamiętać? O co chodziło? I z kim rozmawiał Brain? - pytała siebie. Na żadne pytanie nie znała odpowiedzi.
  Powoli zapadał zmrok i Vivian uznała, że dość się ukrywała. Wyszła z kryjówki i jakby niby nic spokojnie wróciła do swojego pokoju. Nawet nie wiedziała, kiedy usnęła.

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział trzeci

Vivian siedziała w małej kajucie i patrzyła przez małe okno na morze. Nigdy nie płynęła statkiem ale nie była tym szczególnie zachwycona. Ciągle myślała o Alex'ie, niestety jej wspomnienia zaczęły zanikać i nie pamiętała wielu rzeczy, które razem robili. Uskarżała się na ból głowy
To minie - mówiła ciocia Megy. 

Nie rozmawiali ze sobą odkąd wypłynęli. 

Znudzona patrzeniem w okno wyszła na pokład, gdzie marynarze latali tam i z powrotem. Kapitan, ciocia oraz wujek stali na mostku. Oboje byli szczęśliwi a Vivian nie wiedziała dlaczego. Wiedzieliśmy o tym.. Wszystkiego dowiesz się w Veronie. - słowa cioci przelatywały jej przez głowę jak mewy nad statkiem. - Może ktoś mi wreszcie powie o co chodzi? - pomyślała ze złością.
  Niestety ani ciocia ani wujek nie chcieli jej nic powiedzieć. Milczeli jak grób. Podeszła do nich. Przywitali ją uśmiechem. 
- Panienka dobrze się czuje? - spytał kapitan. Był dobrze zbudowanym mężczyzną trochę już za starym aby żeglować po morzu. 
- Dobrze, kapitanie. - rzekła - Kiedy będziemy na miejscu?
- Jutro. - powiedział wesoło Nathan.
- Mam się cieszyć? - spytała drwiąco. 
- Możesz. 
Vivian wzruszyła ramionami. Zeszła do swojej kajuty, położyła się na hamaku i usnęła.
Rano obudziła ją ciocia. Vivian przebrała się i weszła na pokład. Tam czekała na nią niespodzianka.
Po pierwsze już dopłynęli a po drugie wujostwo było już gotowe i nie same.

Po prawej stronie Megy stało dwóch chłopaków na oko starszych niż Vivian, natomiast po lewej stało jakieś małżeństwo. Po chwili doszło do niej, że to jej rodzice!
- MAMA, TATA!! - zawołała i podbiegła do nich. Dawno ich nie widziała, osiem lat to dużo czasu, ale nie zmienili się nic. Tata jak zawsze uśmiechnięty, a mama równie jak ciocia była zatroskana.. - Ale.. 
- Przykro nam. Nie mieliśmy wyjścia. - powiedziała Sharan, jak na trzydzieści trzy lata była dość ładna. Miała krótkie blond włosy i błękitne jak ocean oczy. 
- Tak się za tobą stęskniliśmy. - Chris stał i patrzył na córkę z podziwem. Wreszcie po tylu latach mogą być znowu razem. - Vivian to jest Chan.
Pokazał na niższego dobrze zbudowanego chłopaka. Twarz miał podłużną, brązowe oczy oraz długie, proste włosy. Na sobie miał brązową szatę - jak zauważyła Vivian wszyscy takie mieli tylko w innych odcieniach brązu.
- A to jest Dann.

Dann w porównaniu do przyjaciela był wysoki i chudy. Twarz miał półokrągłą, włosy koloru blond, krótko ścięte i niebieskie oczy.
- Witamy w Veronie.- powiedział. Głos miał miękki ale władczy. - Dużo o Pani słyszeliśmy. 
  Pani. - pomyślała  dziewczyna.
- Tak? Szkoda, że ja o was nic nie wiem. - rzekła i z wyrzutem spojrzała na wujostwo. 
- To się jeszcze nadrobi. - Chan wesoło ukłonił się. - A teraz zapraszamy do Szkoły Magów. 
- Czego?
- Ty na serio nic o nas nie wiesz. - powiedział Dann z lekkim uśmiechem. 
Wyczuł u niej duże skupisko mocy i musiał wyglądać dziwnie bo wszyscy z zaciekawieniem na niego spojrzeli. - Pani jest w tobie potężna moc. 
Nikt się nie odezwał.
- Proszę nie mów do mnie "Pani" tylko Vivian. - rzekła do Danna. Był od niej trzy lata starszy. Chan nie podał swojego wieku bo jak stwierdził "To nie ma znaczenia". - To co idziemy?
- Tak tylko się przebierz. - powiedział Chris. Dziewczyna szybko zbiegła do swojej kajuty, ubrała swoją ulubioną szatę i zabrała rzeczy.
  Weszła do powozu, który na nich czekał i Dann zaczął opowiadać. Mówił o szkole, wielkiej bibliotece i innych rzeczach. Vivian słuchała uważnie i próbowała to spamiętać. Od czasu do czasu spoglądała na szczęśliwych rodziców oraz jeszcze szczęśliwszych wujka i ciocie. Zapomniała już o Alexie, nie pamiętała o tym, że zaledwie tydzień temu czuła się winna, że kłóciła się z nim. Nie pamiętała nikogo ani niczego z dzieciństwa.
Mijali kolejne dziwne domy. Od małych, w których - jak sądziła - nie zmieścił by się dorosły człowiek po olbrzymie, w których zmieściła by się połowa miasta. Dziewczyna była zachwycona. Nigdy nie widziała czegoś takiego. Dowiedziała się również dlaczego opuścili ją rodzice ale to nie było dla niej ważne. Ważne było to, że są teraz z nią i to się liczyło. Oraz to, że będzie się uczyć magii. 
  Kiedy dojechali drzwiczki otworzył im sługa. Dopiero teraz Vivian zobaczyła jaki to jest ogromny plac. Stały na nim trzy budynki: Uniwersytet, Dom Magów i Akademik. Długa aleja prowadząca do szkoły rozgałęziała się prowadząc do dwóch budynków. Wzdłuż rosło pełno odmian roślin, drzew i krzaków. Dziewczyna słuchała i podziwiała zarazem.
Kiedy weszli do Domu Magów ich oczom ukazał się ogromny hol. Na środku znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętra. Po prawej i lewej na parterze znajdowały się rzędy drzwi. Natomiast za schodami znajdowały się dwoje drzwi. Po prawej prowadziły do Pokoju Narad a po lewej do Pokoju Nauczycielskiego. 

  Weszli na górę i skręcili w prawo. W apartamencie Dann przestał opowiadać. Czekała na nich służąca i jakiś nieznajomy mężczyzna. Miał na oko czterdzieści lat. Na sobie miał czarną szatę co przysłoniło jego umięśnione ciało. Czarne włosy, które zawiązał w koński kucyk, pokrywała już siwizna. Wzdłuż prawego oka, przez połowę policzka aż do kącika ust przechodziła okropna blizna. Jego czarno-perłowe oczy patrzyły na nich z góry i z pewną pogardą co nie spodobało się dziewczynie.
- Mistrzu Brianie - rzekł wujek z ukrywaną niechęcią. Vivian za dobrze znała wuja, żeby ten ton głosu nie brać za nie poważne. 
- Dzień dobry wszystkim. - powiedział Mistrz. W głosie słychać było pogardę. - A o to panna Vivian. 
  Ukłoniła się - tak jej powiedział wcześniej Dann " Kłaniaj się ważnym osobom i nauczycielom ".
- Co mistrza sprowadza? - dopytywał się wujek.
- Chciałem zobaczyć nową studentkę. 
Sharan prychnęła, co Mistrz całkowicie zignorował. Skinął lekko głową i wyszedł. 
- O co chodzi? - Vivian patrzyła na każdego po kolei czekając na wyjaśnienia.
- Mistrz Brain jest tutaj dyrektorem. I nie bardzo interesuje się nowymi uczniami.
- Więc czego chciał ode mnie?
Zapadła cisza. 
- Kochanie zaprowadzę cię do twojego pokoju. - powiedziała Sharan.
  Wszyscy w milczeniu patrzyli na nie, kiedy weszły na górę do nowego pokoju Vivian. 

  Był to duży pokój, ściany pokrywała niebieska farba. Lustro wisiało na lewo od drzwi, pod nim znajdowała się nieduża kremowa toaletka. Po drugiej stronie stała ogromna szafa a obok stało biurko. Naprzeciwko stało łóżko.
- Później przyjdzie Nina i zawoła Cię na kolację. 

- Dobrze, mamo.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział drugi

   Megy chodziła od kąta do kąta w salonie. Była kobietą po trzydziestce, miała długie blond włosy i ciągle zatroskaną twarz. Salon był mały i przestronny, w którym znajdowały się dwa fotele, niewielki stół, mała komoda przy ścianie, na której stały różne zdjęcia ich siostrzenicy. 
  Nathan przyglądał jej się zniecierpliwiony, wiedział co dręczy jego małżonkę. Od swojej żony był rok starszy ale na takiego nie wyglądał. Miał ciemne dość długie włosy i niebieskie mądre oczy. W młodości wszyscy jego rówieśnicy dziwili się jego wyglądem: nie zawsze spotyka się chłopaka o czarnych włosach i niebieskich oczach..
- Może nie powinniśmy? - zaczęła powoli, przestając chodzić.
- Słyszałaś swoją siostrę: Vivian musi poznać prawdę. A to, że ją okłamywaliśmy przez osiem lat to była część planu.
- Tak ale gdyby nie to.. to teraz Vivian byłaby w Veronie z Sharan i Chrisem. Nie musielibyśmy jej teraz przysparzać tyle bólu i cierpienia. Alex już wie, widziałam go jak szedł, nie był szczęśliwy.
- To dla jego dobra. Muszą się rozstać. - rzekł sucho Nathan.
- Czułeś jej moc? Jest inna. 
- Tak. Nauczy się ją kontrolować.
Stali i patrzyli sobie w oczy. Usłyszeli trzask zamku w drzwiach. Vivian wróciła. Bez słowa poszła na górę do swojego pokoju.
Było to nieduże pomieszczenie - zresztą jak reszta pokoi w domu - łóżko stało pod oknem, obok było biurko. Po lewej stronie od drzwi była szafa z ubraniami. Nad łóżkiem wisiała lampa.
Vivian podeszła do szafy, wyciągnęła z niej jedną z szat, którą dostała od wuja i cioci. Nie chciała tam jechać.

- Kochanie. - zaczęła Megy, stając w drzwiach. - Wiemy jak to przeżywasz ale tak musi być. Życie już takie jest.. Mam nadzieję, że się pożegnałaś z przyjaciółmi, ponieważ jutro wyjeżdżamy. 
- Jak to jutro? - spytała zdziwiona a zarazem przerażona dziewczyna. - Ciociu.. ja nie pożegnałam się z Alexem. Nie mogę zostawić go bez słowa. 
- Idź jeszcze pożegnać się z Alexem i wróć na kolację. 
  Wyszła. Vivian zastanawiała się nad tą propozycją, rzuciła szatę na łóżko, zeszła na dół. Oznajmiła, że wychodzi i już jej nie było. 
Megy ciężko usiadła na najbliższym fotelu. Nathan bawił się migoczącą kulą, którą wytworzył. Nie odzywali się. Nagle w kuli pojawiła się znajoma twarz. Chris wyglądał na szczęśliwego. Tata Vivian był wesołym mężczyzną trochę po trzydziestce. Twarz miał podłużną z lekkim zarostem. Włosy długie i czarne jak u Nathana. 
- Chris! - zawołał Nathan. 
- Nathan miło Cię widzieć. - rzekł. - Megy co u Ciebie słychać?
- Dobrze. A u was?
- Nie możemy się doczekać. A gdzie moja córeczka?
- Poszła się pożegnać. - powiedziała Megy. - Chris, wiesz, że źle robimy?
- Wiem. Gdybyśmy mogli to wcześniej byśmy ją zabrali ale niestety sprawy Verony przerosły nasze przypuszczenia. Nie mogliśmy tego opanować. Teraz już jest wszystko dobrze.. Wyczyściliście pamięć jej przyjaciołom? - spytał. Popatrzyli na siebie, ale nic nie powiedzieli. - Was poprosić o jedną małą.. - urwał. - Zróbcie to dziś w nocy. Z Alex'em musicie trochę popracować, on jest z nią od dziecka.
- Nie może jechać z nami? - spytał Nathan, choć wiedział jaka jest odpowiedź.
- Nie. Rada uznała, że rodzina Alexa jest nie-magiczna. Niestety, gdybyśmy nawet chcieli żeby on pojechał z wami to musiałby udowodnić, że ma choć odrobinę magii w sobie. 
- Vivian musi zacząć uczyć się kontroli. - odezwał się inny głos. tym razem należał do kobiety. 
- Sharan, my o tym wiemy. Vivian ma nietypową moc.
- Siostro stęskniłaś się za Veroną, prawda?
- Nawet nie wiesz jak. Już dawno nie nauczałam, tak bardzo chcę zobaczyć studentów. Osiem lat to dużo czasu.
- Zobaczymy się za parę dni. - powiedział Nathan. 
- Mam nadzieję. - Chris uśmiechnął się u już ich nie było. Megy i Nathan stali jeszcze chwile a później zabrali się do kolacji.

----------------------------------------------------------------

Witam, wszystkich :)) W pierwszym rozdziale nic nie dodałam o sobie i wgl o tym co bd się działo w tej opowieści.. Tak jak już gdzieś wspominałam nazywam się Klaudia. 
  Vivian to bardzo fajna dziewczyna, która mimo młodego wieku musi pokonać zło. Pozna co to przyjaźń, zdrada i miłość. Jest tutaj magia, choć nie dużo. 
Zachęcam do czytania, komentowania i polecanie go innym. :P
Ps. notki będę dodawała co tydzień, albo w poniedziałki albo w piątki :)))

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział pierwszy

  Szła samotnie ulicą. Piętnastoletnia dziewczyna po kłótni z wujostwem chciała być sama. Była ona wysoka jak na swój wiek. Miała długie, proste blond włosy i niebieskie oczy. Ubrana była w lekką, letnią sukienkę. Rozmyślała nad tym co jej powiedziało wujostwo: Twoi rodzice Cię zostawili!! - te słowa chodziły jej po głowie. 
  Ktoś złapał ją za ramię i odwrócił tak aby zobaczyła twarz. Był to jej najlepszy przyjaciel, Alex. Był dobrze zbudowanym chłopakiem. Jego czarne włosy pasowały do czarnych oczu. 
   Z Vivian przyjaźnili się od małego.
- Coś nie tak? - spytał.
- Nie, Alex. Nic się nie stało. - mówiła nie patrząc na niego.
- Znowu. - bardziej stwierdził niż spytał. - Nie przejmuj się. 
 Szli dalej nie odzywając się. Vivian dręczyło jeszcze coś o czym nie wspomniała przyjacielowi. Weszli do opuszczonego domu gdzie zawsze spotykali się na zebraniach.
 Był to mały dom. Poprzedni właściciele umarli a dom został pusty. Odkryła go Vivian. Po "małym" sprzątaniu nadawał się do użytku.
  W salonie zastali już Paola, Bartka i Julkę. Brakowało brata Alexa - Alana.
- Nie będzie dziś Alana. - oznajmił Alex. Wszyscy spochmurnieli, Alan był komikiem całej paczki. Jego nieobecność sprawiała, że spotkania nie miały sensu.- No to co mamy na dziś?
- Hymm.. możemy postraszyć w nocy? - zastanawiał się Paolo.
- To dziecinne. - stwierdził. - Ktoś ma inny pomysł? 
- Obrabujemy moje wujostwo. - rzekła sama do siebie Vivian. Głośno natomiast rzekła: - Ej muszę wam coś powiedzieć..
   Wszyscy spojrzeli w jej stronę. 
- Nie mogę się z wami spotykać. - zaczęła. Alex spojrzał na nią zachęcająco, aby podała więcej szczegółów. - Mój wujek i ciocia powiedzieli, że się przeprowadzają w jakieś dziwne miejsce.. 
   Zebrani milczeli patrząc na nią jakby ujrzeli ducha. 
- .. no i ja też muszę. - skończyła. Łzy ciekły jej po policzkach. Nie chciała rozstawać się z nimi. 
  Spojrzała przepraszająco na Alexa. Stał niewzruszony w ciemnym kącie. Dziewczyna spuściła wzrok.
  Alex stał ze skrzyżowanymi rękami i zastanawiał się czy gdyby nie było spotkania to czy by mu o tym powiedziała, czy odjechałaby bez pożegnania. Nie chciał się z nią rozstawać. Nie po tym przez co razem przeszli, kiedy Vivian straciła rodziców osiem lat temu... 
  Pewnego dnia dziewczyna wróciła do domu z podwórka, gdzie bawiła się z przyjaciółmi i zastała dom pusty. Nie było jej rodziców, w szafie nie znalazła ich ubrań. Zapłakana przybiegła do rodziny Delvanów i opowiedziała co się stało. Po południu przyjechała jakaś para podając się za ciocię i wujka Vivian. Od tamtej pory wychowywała się przy nich. 
 W końcu znudzony wzruszył ramionami, niezauważony wyszedł z opuszczonego domu i ruszył przed siebie. 
  Vivian siedziała a nad nią stała trójka przyjaciół i współczuli jej. Chciała tylko, żeby koło niej był teraz Alex, żeby ją pocieszył ale on poszedł i prawdopodobnie nie wróci.