Sharan i Chris wybrali się na mały spacer, ponieważ w końcu znaleźli chwilę spokoju. Vivian dołączyła do nich wraz z Dannym przy bramie głównej.
Tak więc we czwórkę udali się do miasta. Vivian i Dann szli trochę z przodu cicho ze sobą rozmawiając, natomiast Sharan i Chris podążali za nimi.
- Widzisz to, kochanie ? - spytała Sharan męża pokazując na swoją córkę. - Nie sądziłam, że ona jest już taka duża.
- Nie widzieliśmy jej przez osiem lat..
- Tak, ale dla mnie to wciąż mała dziewczynka. - powiedziała z uśmiechem. Chris mocniej ją przytulił.
- Zawsze nią będzie.
Nie zdawali sobie sprawy, że ich córka podsłuchuje. Już miała coś odpowiedzieć gdy nagle przed nimi wybuchł dom. Pierwsze piętro zajęło się ogniem. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać.
- Tam jest moje dziecko! - wrzasnęła jakaś kobieta pokazując na dom.
Chris nie wahał się i pobiegł do środka ignorując wołania żony i córki. Obie wraz z Dannym próbowali ugasić ogień za pomocą magi, ale się nie dało.
- Czarna.. - zaczęła Vivian, lecz przerwał jej głośny śmiech. Tylko ona go słyszała. Odwróciła się. Dymitr stał naprzeciwko, ale nikt go nie zauważał. Widziała go już raz ale dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć.
Dymitr Elcano nie wyglądał na człowieka, który ma już około pięćdziesiątki. Wciąż wyglądał młodo. Długie, brązowe włosy miał związane w kucyk. Jego czarne oczy patrzyły groźnie lecz dziewczyna widziała w nich nutę rozbawienia. Na sobie miał długi czarny płaszcz, który podobnie jak u jego brata skrywał dobrze zbudowane, szczupłe ciało.
- To ty. - powiedziała dziewczyna. Nikt nie zwracał na nich uwagi.
- Mówiłem, żebyś ze mną nie zadzierała.
- A ty nie posłuchałeś mnie, gdy mówiłam, że się ciebie nie boje.
- Wiesz dlaczego nikt mnie jeszcze nie pokonał? - spytał ignorując jej ostatnie zdanie. - Bo nie mam nikogo kogo bym kochał.
Tu wskazał ręką na Sharan, która desperacko próbowała wyrwać się z rąk Danna, by pobiec do męża.
- Ty nigdy nikogo nie kochałeś.
- Powiedziałbym, że tak ale w tedy bym skłamał. - odparł jakby ze smutkiem lecz zaraz się opanował. - Teraz zobaczysz jak bardzo można cierpieć, gdy ktoś odbiera ci bliską osobę.
Po tych słowach się ulotnił.
Vivian jeszcze przez chwilę stała i patrzyła się w miejsce, gdzie stał Dymitr.
Dann krzyczał na nią ale ona go nie rozumiała. Jej matka pobiegła do budynku, który równie szybko zgasł jak się zapalił. Poszła szukać Chrisa.
Dziewczyna wiedziała, że to jednak na nic.
Łzy poleciały jej do oczu. Nie wiedziała jednak, że zginie również i jej matka.
Ludzie patrzyli się na budynek nic nie rozumiejąc. Dann i Vivian stali wśród nich.
Ktoś pobiegł po magów z Akademii. Zjawili się w ułamku sekundy. Kazali ludziom odejść, a Dann'owi kazali odprowadzić Vivian do domu.
***
Akcja ratownicza trwała do późnych godzin wieczornych. Dann, Vivian, Alan, Alex siedzieli w salonie w domu dziewczyny. Byli też inni : Mistrzyni Nani, państwo Delvano, Chan.
Vivian jednak nie odzywała się do nikogo. Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami przytulona do Danna.
Alex patrzył na nich z zazdrością. To do niego dziewczyna przychodziła, gdy działo się coś złego. Alan natomiast patrzył się gdzieś w sufit, gdy nagle przemówił :
- Mówiłem, że mnie nie pokonasz. - Vivian momentalnie znalazła się obok chłopaka.
- Alan, walcz ! - wrzasnęła na niego. Bała się, że gdy mur legnie, Dymitr spróbuje czegoś takiego.
- Głupia jesteś. - Elcano śmiał jej się w twarz. - Mówiłem ci, że on już od dawna nie żyje. Po raz kolejny mnie nie posłuchałaś.
Przestał się śmiać.
- Teraz przekonasz się, że moje słowa są święte. Odpuść zanim umrą niewinni.
- Pomszczę ich, - rzekła sucho. - Rodziców, wujostwo, wszystkich.
Dymitr zaśmiał się jeszcze raz i zamilkł a wraz z nim odszedł Alan. Vivian wciąż nie dowierzając trzymała w rękach martwe ciało przyjaciela. W uszach brzmiał jej śmiech. Nie Elcano lecz Alana, z dzieciństwa.
Państwo Delvano rzucili się do syna. Próbowali go obudzić, choć Mistrzyni tłumaczyła im, że nie mają już nic do zrobienia.
Alex patrzył się na brata z kamienną twarzą. Jakby pogodził się z tym faktem dawno temu. Rzeczywiście tak było. Alex stracił brata w tym samym momencie kiedy znikli rodzice Vivian, czyli dziewięć lat temu.
O północy przyszedł Mistrz Sha z wiadomością, że znaleziono Sharan i Chris martwych pośród zgliszczy domu.
--------------------------------------------
Witam :P Taki trochę smutny ten rozdział :(
Nie spodziewałam się, że tak szybko dodam kolejny rozdział, ale coś mnie dzisiaj natchnęło i o to jest :D
Tak więc we czwórkę udali się do miasta. Vivian i Dann szli trochę z przodu cicho ze sobą rozmawiając, natomiast Sharan i Chris podążali za nimi.
- Widzisz to, kochanie ? - spytała Sharan męża pokazując na swoją córkę. - Nie sądziłam, że ona jest już taka duża.
- Nie widzieliśmy jej przez osiem lat..
- Tak, ale dla mnie to wciąż mała dziewczynka. - powiedziała z uśmiechem. Chris mocniej ją przytulił.
- Zawsze nią będzie.
Nie zdawali sobie sprawy, że ich córka podsłuchuje. Już miała coś odpowiedzieć gdy nagle przed nimi wybuchł dom. Pierwsze piętro zajęło się ogniem. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać.
- Tam jest moje dziecko! - wrzasnęła jakaś kobieta pokazując na dom.
Chris nie wahał się i pobiegł do środka ignorując wołania żony i córki. Obie wraz z Dannym próbowali ugasić ogień za pomocą magi, ale się nie dało.
- Czarna.. - zaczęła Vivian, lecz przerwał jej głośny śmiech. Tylko ona go słyszała. Odwróciła się. Dymitr stał naprzeciwko, ale nikt go nie zauważał. Widziała go już raz ale dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć.
Dymitr Elcano nie wyglądał na człowieka, który ma już około pięćdziesiątki. Wciąż wyglądał młodo. Długie, brązowe włosy miał związane w kucyk. Jego czarne oczy patrzyły groźnie lecz dziewczyna widziała w nich nutę rozbawienia. Na sobie miał długi czarny płaszcz, który podobnie jak u jego brata skrywał dobrze zbudowane, szczupłe ciało.
- To ty. - powiedziała dziewczyna. Nikt nie zwracał na nich uwagi.
- Mówiłem, żebyś ze mną nie zadzierała.
- A ty nie posłuchałeś mnie, gdy mówiłam, że się ciebie nie boje.
- Wiesz dlaczego nikt mnie jeszcze nie pokonał? - spytał ignorując jej ostatnie zdanie. - Bo nie mam nikogo kogo bym kochał.
Tu wskazał ręką na Sharan, która desperacko próbowała wyrwać się z rąk Danna, by pobiec do męża.
- Ty nigdy nikogo nie kochałeś.
- Powiedziałbym, że tak ale w tedy bym skłamał. - odparł jakby ze smutkiem lecz zaraz się opanował. - Teraz zobaczysz jak bardzo można cierpieć, gdy ktoś odbiera ci bliską osobę.
Po tych słowach się ulotnił.
Vivian jeszcze przez chwilę stała i patrzyła się w miejsce, gdzie stał Dymitr.
Dann krzyczał na nią ale ona go nie rozumiała. Jej matka pobiegła do budynku, który równie szybko zgasł jak się zapalił. Poszła szukać Chrisa.
Dziewczyna wiedziała, że to jednak na nic.
Łzy poleciały jej do oczu. Nie wiedziała jednak, że zginie również i jej matka.
Ludzie patrzyli się na budynek nic nie rozumiejąc. Dann i Vivian stali wśród nich.
Ktoś pobiegł po magów z Akademii. Zjawili się w ułamku sekundy. Kazali ludziom odejść, a Dann'owi kazali odprowadzić Vivian do domu.
***
Akcja ratownicza trwała do późnych godzin wieczornych. Dann, Vivian, Alan, Alex siedzieli w salonie w domu dziewczyny. Byli też inni : Mistrzyni Nani, państwo Delvano, Chan.
Vivian jednak nie odzywała się do nikogo. Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami przytulona do Danna.
Alex patrzył na nich z zazdrością. To do niego dziewczyna przychodziła, gdy działo się coś złego. Alan natomiast patrzył się gdzieś w sufit, gdy nagle przemówił :
- Mówiłem, że mnie nie pokonasz. - Vivian momentalnie znalazła się obok chłopaka.
- Alan, walcz ! - wrzasnęła na niego. Bała się, że gdy mur legnie, Dymitr spróbuje czegoś takiego.
- Głupia jesteś. - Elcano śmiał jej się w twarz. - Mówiłem ci, że on już od dawna nie żyje. Po raz kolejny mnie nie posłuchałaś.
Przestał się śmiać.
- Teraz przekonasz się, że moje słowa są święte. Odpuść zanim umrą niewinni.
- Pomszczę ich, - rzekła sucho. - Rodziców, wujostwo, wszystkich.
Dymitr zaśmiał się jeszcze raz i zamilkł a wraz z nim odszedł Alan. Vivian wciąż nie dowierzając trzymała w rękach martwe ciało przyjaciela. W uszach brzmiał jej śmiech. Nie Elcano lecz Alana, z dzieciństwa.
Państwo Delvano rzucili się do syna. Próbowali go obudzić, choć Mistrzyni tłumaczyła im, że nie mają już nic do zrobienia.
Alex patrzył się na brata z kamienną twarzą. Jakby pogodził się z tym faktem dawno temu. Rzeczywiście tak było. Alex stracił brata w tym samym momencie kiedy znikli rodzice Vivian, czyli dziewięć lat temu.
O północy przyszedł Mistrz Sha z wiadomością, że znaleziono Sharan i Chris martwych pośród zgliszczy domu.
--------------------------------------------
Witam :P Taki trochę smutny ten rozdział :(
Nie spodziewałam się, że tak szybko dodam kolejny rozdział, ale coś mnie dzisiaj natchnęło i o to jest :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz